Publicystyka

Zobacz wszystkie
Recenzja Teatr

BÓL, BÓL, BÓL

Hans Christian Andersen wtargnął na lubelskie sceny i wiosną tego roku możemy na nich oglądać dwa spektakle związane z duńskim baśniopisarzem. Przez tę koincydencję nie sposób mówić o jednym bez choćby wspomnienia o drugim, tym bardziej, że w obu przypadkach mamy do czynienia z ambitnymi próbami przekształcenia andersenowskich baśni we współczesne opowieści, odnoszące się wprost do doświadczeń widzów.

Ambicja często wiąże się z rozmachem. To przypadek Teatru im. H.Ch. Andersena, który wziął na warsztat życiorys swojego patrona i przygotował poświęconą mu „Ostatnią podróż Andersena” w reżyserii Krzysztofa Rzączyńskiego. To jungowska opowieść o walce z cieniem i demonami przeszłości, w którą wpleciono motywy z najbardziej znanych baśni: od „Brzydkiego kaczątka” po „Królową śniegu”. Emocjonalny ciężar problematyki skutkuje inteligentnym, ale też bardzo przygnębiającym i dusznym spektaklem o człowieku rozczarowanym życiem. Chyba tylko dorośli go docenią, bo młodzież od lat trzynastu, do której jest kierowany, ma na głowie inne problemy niż życiowe rozczarowania czy przewlekłe poczucie winy. Teatr im. J. Osterwy poszedł inną ścieżką, bliższą Andersenowi, który łączył symboliczną głębię z relatywną prostotą atrakcyjnych fabuł. W tym kierunku zmierzają napisane i wyreżyserowane przez Mirę Mańkę „Niewiarygodne przygody małej S.”, czyli luźna wariacja na temat „Małej Syrenki”.

Oba lubelskie spektakle naszpikowano psychologią. „Ostatnia podróż Andersena” sięga po klasyczny już język jungowskiej psychoanalizy i spogląda na biografię Andersena przez pryzmat wziętych z niej kategorii. Mańka nie sięga tak daleko. Pragmatycznie wybiera podejście terapeutyczne, w którym ważniejsze od szukania wyjaśnień jest oswajanie traum, rozpoznawanie pragnień i nawiązywanie łączności z własnym ja. Wie co robi: „Małą Syrenkę” wystawiła wcześniej w krakowskim Narodowym Starym Teatrze (2020), a lubelski widz zna ją ze zrealizowanego w Teatrze Osterwy „Jak płakać w miejscach publicznych” (2024) – adaptacji książki Emilii Dłużewskiej poświęconej depresji. Niewiarygodne przygody małej S. są próbą stworzenia atrakcyjnego widowiska, które dyskretnie podsuwa widzom sposoby radzenia sobie z takimi problemami jak konieczność określenia swojego miejsca w świecie czy wzięcia odpowiedzialności za siebie i innych.

Oszczędna scenografia Katarzyny Sobolewskiej powołuje na scenie podmorski świat pełen wodorostów mieniących się bladymi odcieniami zieleni, błękitu i fioletu. Za piękne, nastrojowe oświetlenie odpowiada Klaudyna Schubert, na co dzień fotografka związana z krakowskimi teatrami, ale też reżyserka światła z niemałym dorobkiem. Rytm życia w podwodnej krainie wyznaczają wszechobecne media społecznościowe, influencerzy i dziennikarze, reprezentowani przez nieznośnie hałaśliwą i natarczywą Edkę Krewetkę (Beata Passini). Ten świat tylko z wierzchu jest idealny: Mała S. (Kamila Janik) jest córką króla, ale jak każda nastolatka nie wie, czego chce od życia (mieć nogi? przejąć władzę? zachować ogon? wyjść za księcia?), a do tego zmaga się z życiowymi komplikacjami. Nie ma matki, a jej ojciec (Paweł Ferens) cierpi na bardzo ciężką depresję. Niewielka rola Ferensa jest wyjątkowo przejmująca: pogrążony w rozpaczy po utracie żony król tkwi w katatonicznym stuporze, z którego nie jest w stanie się wyrwać. Nie może już samodzielnie poradzić sobie z traumą i potrzebuje pomocy; trzeba nawiązać z nim kontakt, ale to on musi tego kontaktu chcieć.

Jak widać, trochę się względem pierwowzoru pozmieniało i sam Andersen (Paweł Ferens) kręci na to nosem. Konsternację Duńczyka unieważnia moment, gdy Mała S. i jej przyjaciele znajdują w Internecie streszczenie oryginalnej Małej Syrenki i nie mogą się nadziwić, jak bardzo nic się tam nie zgadza z rzeczywistością. Autoreferencyjny żart dyskretnie ilustruje zjawisko powstawania dezinformacji w mediach społecznościowych, w których nikt nie panuje nad kreowanymi przez siebie narracjami i nad przekręcającymi wszystko dziennikarzami.

Przygód na scenie nie brakuje: a to Mała S. próbuje nawiązać kontakt z ojcem, a to ratuje księcia (Michał Czyż) z opresji, a to szuka zaginionej mamy. Fabuła jest mało skomplikowaną konstelacją luźno powiązanych wątków i postaci, ale najważniejsze sensy wybrzmiewają ze sceny wyraźnie. Priorytetem jest przykucie uwagi widza. Sugestywną oprawę sceniczną uzupełnia muzyka Zuzanny StrzelczykWeroniki Rodziewicz, które zadbały o kontakt z widzem: piosenki nawiązują do współczesnego popu i rapu, dobrze znanych dzieciom i młodzieży. W figurze podmorskiego celebryty, Fisza Pomade (Michał Czyż), widzowie na pewno rozpoznają wielu swoich idoli z Internetu, ale piosenki szybko im przypomną, czym skutkuje nadmierna fascynacja treściami z Instagrama. Jeden ze śpiewanych tekstów – najpierw ból, ból, ból, a potem wstyd, wstyd, wstyd – został mi w głowie na długo po pokazie. Spektakl na szczęście nie przygnębia, bo nacisk położono na nasz stosunek do świata. To nieważne, czy wybierzemy nogi czy ogon; ważne, żeby dokonać wyboru w zgodzie z samym sobą. Czasami się udaje, czasami nie, ale trzeba próbować, bo zmiana jest możliwa. Chciałoby się to podsumować jakąś piosenką, ale muzyki najwięcej jest na początku spektaklu, a potem gdzieś znika. Wytrąca to trochę z rytmu, ale kompozycyjne niedostatki nie utrudniają odbioru przedstawienia. Na tle innych spektakli dla dzieci wystawianych w Polsce, „Niewiarygodne przygody Małej S.” wypadają całkiem dobrze. Nie jest to przedstawienie tak urzekające i kompletne jak „Człowiek jaki jest, każdy widzi.” w reżyserii Katarzyny Minkowskiej (koprodukcja warszawskiego Nowego Teatru i Teatru im. Stefana Żeromskiego z Kielc), który w tym sezonie wyznacza górny pułap jakości teatru dla dzieci, ale nie ma się czego wstydzić. Na deskach Teatru Osterwy można obejrzeć nowoczesne, atrakcyjne formalnie przedstawienie, które na wielu poziomach stara się dotrzeć do małego widza i powiedzieć mu coś o życiu tak, żeby to zrozumiał i przyswoił. Warto dać mu na to szansę.

 

Zobacz także:

Jeszcze nie teraz
Marta Zgierska
Okno jak lustro
Eryk Maciejowski
Powrót Czechowicza
Eryk Maciejowski
Jestem fantastyczna
Marta Zgierska
Opowieść stara jak świat
Ewa Molik
Lubelska premiera: „Przysięga Ireny”
Barbara Sawicka