Publicystyka

Zobacz wszystkie
Recenzja Sztuka

Co dziadowi do pędzla?

W Muzeum Narodowym w Lublinie trwa wystawa „Co babie do pędzla?!”, na którą składają się prace polskich artystek tworzących w czasach dynamicznych przemian – od czasów zaborów po dwudziestolecie międzywojenne. „Wychodzenie z cienia” i „Pokolenie wyzwolenia” to dwie sale dedykowane wyjątkowym i mało znanym dziełom sztuki polskiej.

Wystawa w Muzeum Narodowym jest podróżą przez losy polskich artystek i mozolnym odzyskiwaniem ich głosów. To ważny projekt edukacyjny, który przywraca pamięć i uzupełnia istotne luki w polskiej historii sztuki. Sztuka tworzona przez kobiety to przedmiot nieustannej, detektywistycznej niemal pracy badawczej. Pojawia się tu wiele warstw. Pierwsza rzecz, która od razu przyciąga uwagę, to wizualność. Ekspozycja oddziałuje z dużą intensywnością dzięki nagromadzeniu ogromnej liczby obrazów. Od razu wyczuwalna jest silna, pulsująca energia. Postaci utrwalone przez Annę Bilińską, Olgę Boznańską, Wandę Komorowską, Marię Dulębiankę, to wyraziste, pełne charakteru portrety psychologiczne. Można niemal wyczuć ich nastrój, są „ciche i żywe, jak gdyby je lekka zasłona od patrzących dzieliła” (jak mówiła o swoich obrazach Boznańska). Oprócz min, spojrzeń i postaw na wystawie widać także całe spektrum zainteresowania malarek i rzeźbiarek, a co za tym idzie także ich manifesty: pejzaże są wyrazem przekraczania fizycznych granic, sceny rodzajowe i martwe natury nobilitują elementy codzienności. Druga warstwa wystawy jest niewidzialna i dotyczy kulis powstawania prac.

Historie kobiet są gęste, trudne i osobne, ale też mają wspólne wątki, utkane przez kontekst kulturowy i polityczny drugiej połowy XIX wieku i pierwszej połowy XX wieku. To relacje artystycznych par, w których oboje są piekielnie zdolni, ale to ona zostawia sztukę, aby wspierać jego pasję i karierę, i wykonywać niewidzialną pracę nazywaną domem. A gdy jest pożar, wojna i katastrofa, ona wynosi z walącego się domu jego rękopisy, a zostawia swoje płótna. To miłość dwóch kobiet, które towarzyszyły sobie przed dekady, podróżowały, karmiły się wzajemną inspiracją. To tragicznie przerwane życia w gettach i obozach koncentracyjnych. Opowieści o ogromnej potrzebie i pragnieniu edukacji artystycznej, która była niemożliwa albo kosztowna, albo poza zasięgiem z innych powodów. O męskiej dominacji i pogardzie, ale i o męskim wsparciu – ojców, mężów, nauczycieli. Obrazy w szafie i na strychu, u prywatnych kolekcjonerów, rozsiane po muzeach. Zapomniane, wytarte z historii sztuki malarki i rzeźbiarki utrwalone w stereotypie histerycznej kochanki mistrza, oszalałej z obłędu artystki. Dziś mówilibyśmy o kobietach wychodzących z cienia, wybierających wolność i autonomię, wyzwalających się z patriarchalnego gorsetu. W tamtym czasie pozostawało im tylko negocjowanie z systemem i szukanie w nim luk, łączenie niemożliwego: macierzyństwa, pasji twórczej i pracy zawodowej – próba utrzymania się na powierzchni i wierność sobie.

Zofia Stryjeńska, zdobywczyni Grand Prix na Międzynarodowej Wystawie Sztuki Dekoracyjnej w 1925 roku musiała stworzyć sobie męskie alter ego, aby studiować sztukę. Aniela Pająkówna, jedna z pierwszych wykształconych polskich malarek po urodzeniu córki z nieformalnego związku ze Stanisławem Przybyszewskim zmagała się ze środowiskowym ostracyzmem i walczyła o byt. Wybitna Olga Boznańska żyła we Francji w osamotnieniu, świadomie odrzucając komercyjny sukces – odmawiała retuszowania swoich obrazów na życzenie klientów, pozostawała wierna swojemu impresyjnemu, melancholijnemu stylowi. Życie Meli Muter, nowoczesnej, ekspresyjnej malarki było naznaczone śmiercią syna Andrzeja, emigracją i zapomnieniem w kraju. Historie twórczości kobiet to wciąż ogromnie ważna praca restytucyjna, która przywraca naszej zbiorowej pamięci brakującą część polskiej duszy.

Kuratorka wystawy, historyczka sztuki Bożena Kasperowicz, stworzyła imponującą kolekcję 133 autorek 521 dzieł sztuki. Wystawa została przygotowana z dużą dbałością o detal i pokazanie szerokich obszarów zainteresowań, oprócz płócien znajdują się tu także rzeźby Katarzyny Kobro, Marii Jaremy, Luny Drexler. XIX-wieczne wychodzenie z cienia, a następnie XX-wieczne wyzwolenie kobiet to czas kształtowania indywidualnego języka twórczego. Artystki pokazały, jak nowatorsko, kreatywnie odnosiły się do nowoczesności (Maria Nicz-Borowiakowa). Jednocześnie wyraźnie definiowały swoją artystyczną tożsamość, jako zdecydowane i silne, wrażliwe, uważne i czułe obserwatorki życia.

Tytuł wystawy „Co babie do pędzla?!”. Artystki polskie 1850–1950 zawiera w sobie seksistowski cytat pewnego malarza, który nie mógł zdzierżyć, że Olga Boznańska tak dobrze maluje. W zamyśle prowokacyjny, wywołuje mieszane uczucia. Zamiast dekonstruować przemoc symboliczno-językową, wzmacnia ją przez powtórzenie, w praktyce może utrwalać stereotypy, które wystawa powinna przełamywać. Przenosi punkt ciężkości z artystek, ich indywidualnego stylu, talentu i sukcesu na zawiesistą, lepką mizoginię ich otoczenia, z której nie sposób się wyzwolić mimo upływu tylu dekad. Żyjemy w czasie, w którym możemy proponować nowe narracje o historii sztuki kobiet – odważne i sprawcze. Imponująca ekspozycja sztuki kobiet to pierwszy krok do dalszych wystawienniczych działań Muzeum Narodowego w Lublinie – wystaw tematycznych zrównujących głosy ponadgenderowo, rewizji kolekcji stałej, kolejnych wystaw monograficznych artystek i projektów interdyscyplinarnych, które pokazują figury kobiece jako współtwórczynie nowoczesności.

„Co babie do pędzla?!”. Artystki polskie 1850–1950
Muzeum Narodowe w Lublinie, 26 kwietnia–5 października 2025 roku
Kuratorka wystawy: Bożena Kasperowicz

Zobacz także:

BÓL, BÓL, BÓL
Eryk Maciejowski
Jeszcze nie teraz
Marta Zgierska
Okno jak lustro
Eryk Maciejowski
Powrót Czechowicza
Eryk Maciejowski
Jestem fantastyczna
Marta Zgierska
Opowieść stara jak świat
Ewa Molik