Publicystyka
Zobacz wszystkieIn memoriam. Arkadiusz Klucznik

8 kwietnia 2025 roku zmarł Arkadiusz Klucznik, wieloletni dyrektor Teatru im. Hansa Christiana Andersena. Wiadomość tę przyjąłem przede wszystkim z olbrzymim niedowierzaniem i smutkiem. Moje odczucia wynikają przede wszystkim z szacunku dla dorobku Arka, uważam go za skutecznego reformatora, który odmienił i unowocześnił Teatr Andersena. Nie ukrywam jednak, że przeżyłem tę informację również ze względów osobistych – Arkadiusza Klucznika lubiłem, wielokrotnie rozmawialiśmy zarówno w teatrze, po premierach, jak i w trakcie bardziej prywatnych spotkań.
Arkadiusz Klucznik objął prowadzenie Teatru Andersena w 2007 roku. W mojej opinii był to najlepszy czas lubelskiej kultury, moment, kiedy zaczynała się artystyczna hossa w naszym mieście. To wtedy uwierzyliśmy, że kultura może być jednym z najmocniejszych filarów Lublina, to wtedy porwaliśmy się z motyką na słońce – zdecydowaliśmy się na pierwszą próbę uzyskania tytułu Europejskiej Stolicy Kultury (na rok 2016). Zmiana, która zaszła po objęciu przez Arka fotela dyrektorskiego w Teatrze Andersena, była jednym z symboli ówczesnego rozwoju Lublina. Patrząc na jego podejście do tworzenia repertuaru, do pracy z aktorami i całym zespołem teatru można było wyraźnie dostrzec zmianę, można było poczuć, że idzie nowe.
Teatr Andersena lubiłem zawsze. Uważałem, że jest on doskonałym, wartościowym miejscem, w którym dzieciaki mogą po raz pierwszy zrozumieć magię teatru. Byłem też jego wiernym widzem, choć nie ukrywam, że czasem na premierach, jako jeden z nielicznych dorosłych, czułem się nieco nie na miejscu. To jedna z rzeczy, którą zmienił Arek – Teatr Andersena stał się bardziej dostępny… dla dorosłych. I to nie tylko dlatego, że w repertuarze pojawiły się nieco bardziej dojrzałe sztuki (jak na przykład spektakl „Trzej Muszkieterowie”, który bardzo lubiłem). Arkadiusz Klucznik po prostu dbał, aby Andersen był w Lublinie widoczny, aby każda premiera była zauważalna, aby przyciągać nowych widzów.
Jego podejście zadziałało. W tamtych czasach bardzo zaprzyjaźniłem się z ekipą Andersena, odczuwałem, że to ważne i prężne środowisko, które silnie wpływa na nasze życie artystyczne. To, że sympatia była chyba wzajemna, pokazuje fakt, że prowadzony przeze mnie wówczas Lubelski Informator Kulturalny „ZOOM” był pierwszym laureatem wymyślonej przez Arka nagrody – Zapałki Andersena, przyznanej nam za recenzowanie i informowanie o każdym wydarzeniu odbywającym się w tym teatrze.
Arka nie widziałem od lat. W 2017 roku opuścił Lublin i jakoś nie było okazji do spotkania. Ale do dziś pamiętam jego uśmiech i poczucie humoru. Pamiętam wielogodzinne rozmowy, czasem w teatrze, czasem w knajpie, a kiedy indziej – u niego w domu. I choć od lat nie było go fizycznie w Lublinie – był obecny duchem, we wspomnieniach, w spektaklach, które zakontraktował bądź wyreżyserował. Jego odejście wywołuje uczucie niedowierzania i pustki.