Publicystyka
Zobacz wszystkieKulisy kręcenia amerykańskiego filmu „Real Pain”
Rozmowa z Łukaszem Borkowskim i Lidią Dzierbą z Lubelskiego Funduszu Filmowego o kulisach kręcenia amerykańskiego filmu „Real Pain” w Lublinie przeprowadzona przez Ewę Molik i Barbarę Sawicką.
Jak to się stało, że ta produkcja pojawiła się w Lublinie?
Łukasz Borkowski: To był chyba luty, Lidia (Dzierba – przyp. red.) zadzwoniła do mnie mówiąc: – Mam bombę! Po dłuższej rozmowie zapytała mnie, czy w to wchodzimy i czy damy radę. Nie mieliśmy wątpliwości, choć nic nie było przesądzone. Przed nami było mnóstwo pracy: dokumentacja, spełnienie warunków producentów. Kilkakrotnie pokazywaliśmy kolejne lokalizacje, by przekonać produkcję do realizacji zdjęć w Lublinie. Z Michałem Śliwkiewiczem zrobiliśmy co najmniej sto kilometrów, szukając przestrzeni i mając na uwadze to, że jeszcze nie widzieli ich twórcy. Oczywiście wszystko w tajemnicy, bo tego zażądali Amerykanie.
Doprecyzujmy czytelnikom: najpierw lokacji szuka menadżer do spraw lokacji, ich akceptacja przez twórców filmowych to kolejny etap dokumentacji.
ŁB: Ekipa w pełnym składzie kilka razy przyjeżdżała na dokumentację do Lublina. Zanim lokacje zostały zaakceptowane, odbyliśmy wiele spotkań, które obfitowały w niezwykłe sytuacje. Chodziliśmy nocą po dachach lubelskich budynków użyteczności publicznej czy hoteli. Podczas jednej z takich wypraw wydarzył się iście „amerykański sen”: gdy szliśmy ulicą Wieniawską, przed budynek Urzędu Miasta wyszedł mężczyzna i zapalił papierosa. Okazało się później, że to portier. Jessie zauważył go, stanął i powiedział: – Ten człowiek zrobi to samo w moim filmie. I tak też się stało.
Pamiętacie pierwsze spotkanie z reżyserem?
Lidia Dzierba: Jesse Eisenberg to niezwykle miły człowiek. Mieliśmy spotkanie w Ratuszu i, jak na gwiazdę światowego formatu, zachowywał się niezwykle sympatycznie. Był zachwycony Lublinem. Miał już swoją wizję, bo już wcześniej odwiedził nasze miasto. Nikt go nie rozpoznał, gdy spacerował po ulicach. Oczywiście my go również oprowadziliśmy po różnych lokacjach i pokazywaliśmy ciekawe miejsca, które mógłby wykorzystać.
Jakie macie wspomnienia z pracy na planie, współpracy z gwiazdami tego formatu? Ciekawi mnie sposób pracy i atmosfera na planie. Czy amerykański styl pracy różni się od polskiego planu filmowego?
ŁB: Praca na planie, zarówno z ekipą polską, jak i amerykańską, była pełna życzliwości, dobrej atmosfery, ale też wielu zasad, od których nie było odstępstwa, chociażby informacje prasowe. Jesse jest niezwykle serdecznym człowiekiem – zawsze się przywitał, uśmiechnął, zapytał o zdrowie – ale również świadomym twórcą i reżyserem, który od początku wie, czego chce, no a poza wszystkim fantastycznym aktorem. Podglądanie pracy aktorów tej klasy na planie to niezwykłe doświadczenie. Są bardzo naturalni. Odnosi się to do wszystkich: Kierana, Jennifer, Willa, Kurta.
Były jakieś ciekawe historie na planie?
ŁB: Anegdot z realizacji jest sporo, jednak myślę, że przyjdzie czas na ich opowiadanie. Ale wspomniałem o Jennifer… Pamiętam, bodajże drugi dzień zdjęciowy. Kładka prowadząca do Zamku od Bramy Grodzkiej, scena zbiorowa. Patrzę i nie wierzę! Wśród aktorów znana z „Dirty dancing” Jennifer Grey. Zadzwoniłem do Lidii: – A ty wiesz, kto gra w tym filmie…? – Kto? – Partnerka Patricka Swayze z „Dirty Dancing”, wyobrażasz sobie?!
Przyznam się Wam, „Dirty Dancing” to jeden z moich ulubionych filmów, obejrzałam go milion razy. Dla naszego pokolenia to, jak widać, film kultowy.
ŁB: Do momentu rozpoczęcia zdjęć nie znaliśmy składu aktorskiego poza dwójką głównych bohaterów, a tu, taka niespodzianka!
Czy Lubelski Fundusz Filmowy miał wpływ na film. Czy Lublin pokazany w filmie jest w całości wizją reżysera, czy może pewne wybory zostały przez Was wskazane.
ŁB: Jako LFF mieliśmy wpływ na wybór lokacji i koordynowanie wszelkich zadań z tym związanych. Ekipa w Lublinie spędziła przeszło 18 dni. Film realizowaliśmy m.in. na Majdanku, Starym Mieście, ul. Ruskiej czy na Kirkucie. Warto tu zwrócić uwagę na fantastyczną pracę Michała Dymka – zawsze pasjonuje mnie sposób pokazywania przestrzeni Lublina przez pryzmat pracy operatorskiej.
LD: Z naszej strony zapewniliśmy lokacje, wsparcie organizacyjne, czyli wszelkie kontakty i ułatwienia przy organizacji planów, opiekę Policji i Straży Miejskiej. Twórcy i producenci czuli się zaopiekowani. Ewa Puszczyńska powiedziała nawet w wywiadzie, że Lublin rozłożył przed nimi czerwony dywan. Jesse mówił, że jest bardzo wzruszony ogromną życzliwością. Mówił, że wspaniale czuje się w naszym mieście, ale również w Polsce. Starał się o nasze obywatelstwo i je dostał. Jego żona również.
Jakiej reakcji od lubelskiej publiczności się spodziewacie? Zaskoczy nas film i Lublin w kamerze?
LD: Ten film to bardzo piękna historia, prawdziwa, pokazująca amerykańskie spojrzenie na naszą straszną historię z czasów wojny i Holokaustu. To nie jest smutny dramat, dużo tu humoru i współczesnych dylematów ludzi, którzy próbują się odnaleźć w życiu.
ŁB: Jestem pewien, że film nas zaskoczy. Co do lubelskiej publiczności, powiem tyle: trzeba go zobaczyć. Tym bardziej, że w filmie, poza lokacjami, udział biorą również lubelscy statyści.