Publicystyka

Zobacz wszystkie
Felieton

Jasna Obecność

Szymon – na wernisażach, na spotkaniach, na wyjazdach, przy pracy. Nie tylko u nas, nie tylko w Lublinie. Był obecny szerzej. Nie załatwiał interesów, nie dbał o swoje. A nawet jeśli dbał, to w taki sposób, że wzbudzał sympatię, nie niechęć. Po prostu był. I robił. Własne, osobne, piękne prace. I to go wyróżniało – własna częstotliwość, bycie poza całym układem. Nawet jeśli siłą rzeczy się o niego ocierał, ważniejsze było dla niego autentyczne przeżywanie świata.
Tak rzadka dzisiaj sprawa, wyjątkowa.

Bogactwo jego wyobraźni miało w sobie coś z rozdrobnienia. Jego prace składały się z małych elementów, które budowały fascynującą, czasami niezrozumiałą całość. Były zlepkiem wszystkiego, czego możemy doświadczyć, i pewnej czułości, którą posiada niewielu.

Szymon był jedną z tych osób, co do których jesteśmy przekonani, że są tak mocno wpisani w nasz lokalny pejzaż, że nic tego nie zmieni. Że jeśli będziemy się żegnać, to za kilkadziesiąt lat, w słusznym wieku. A jednak odchodzi jako jeden z pierwszych, jeden z młodych, w całej intensywności doświadczeń, życie zagarnia go w niepozornej chwili. Bez męczeństwa, bez przewidywalnych skutków chorób, na skraju niczego, na przełaj, w otwarciu na wiatr, na oddech, na słońce.

Wciąż dopada nas kruchość. Kolejny miesiąc, kolejne przedwczesne odejście.

Myślę o wielu osobach, które odeszły. Gdy próbuję je przywołać, ich obraz często rozmywa się, jest pozbawiony wyraźnych konturów, gubi szczegóły. Obraz Szymona jest inny: wyraźny, konkretny, jakby zawierał się w słowie obecność. Przywodzi uchwytne wspomnienie spojrzenia, uśmiechu i dziwnego spokoju.

*

Zdarzało się, że pomagaliśmy Szymonowi. Zazwyczaj przy jakichś zbyt racjonalnych wymogach niezbyt elastycznego systemu. Do głowy nie przyszło, żeby odmówić. Towarzyszyło temu wrażenie, że wszystko idzie w dobrą stronę. Że razem damy radę, że właśnie po to się spotkaliśmy.

Kilka dni po śmierci Szymona spotkałam naszego wspólnego znajomego. Mówił, że jakieś dwa tygodnie wcześniej przypadkiem wpadli na siebie, że Szymon poczęstował go jabłkiem. Historia bez pointy, ale najprawdziwsza. Taki był Szymon. Potrafił zacząć rozmowę, postawić w środku oczywistości wielki znak zapytania i na koniec poczęstować bezinteresownie jabłkiem.

Kuzynka Szymona napisała, że ledwie chwilę temu śmiali się, że zaraz będą obydwoje doktorami. Wszystko zmierzało ku dobremu zakończeniu kilkuletniej, niepozbawionej wybojów drogi.

*

Byłam w pociągu do Lublina, kiedy zadzwonił Jerzy. Po kilku godzinach drogi, dojeżdżając do miasta, z trudem przyjęłam komunikat o opóźnieniach związanych z zamkniętym torem ruchu. To taka chwila, kiedy abstrakcyjna, niedopuszczana do świadomości informacja, staje się uporczywie i bezpośrednio rzeczywista, bez miejsca na nadzieję czy złudzenia. W trakcie pogrzebu – nie pojechałam z innymi – przekopywałam w galerii piasek, wykonując ten cały jałowy pejzaż, aby zdążyć przed wyznaczonym dużo wcześniej terminem. W głowie tłukło mi się jedno pytanie: Po co?

Zobowiązania, terminy. Ważne rzeczy. Ambicje, troski, pragnienia mogą zniknąć w mgnieniu oka. A w zamian – tylko ślad, który nosimy w sobie, ślad chwil, których dotykaliśmy wspólnie, albo które dotknęły nas razem.

Może chociaż ta monotonia i uparte przesypywanie ziaren miały jakiś sens w obliczu naszej marności.

Miałam nadzieję, że zobaczymy się 10 maja.
Że znowu powiesz coś, czego nie zrozumiem do końca, co da pociechę albo, wręcz przeciwnie, wytrąci mnie z równowagi. Da impuls, by zwrócić się ku ważnemu i by przemyśleć siebie. W Galerii Labirynt, przy Popiełuszki, w strefie pomiędzy salami – w ciemnej, ale czułej przestrzeni – powstała instalacja o Tobie. Na dwóch czarnych blatach napis wykonany ziemią:
SzymOn, SzymOff.

Myślę teraz o tym napisie i o tych, którzy go usypali – bezpośrednio albo w sobie. A ty ciągle, oparty o ścianę, patrzysz łagodnie i uśmiechasz się ze zrozumieniem.

Dzięki za wszystko.


Szymon Popielec (1989–2025), artysta intermedialny, performer. Urodził się w Szczebrzeszynie. Absolwent Wydziału Artystycznego UMCS w Lublinie. Dyplom zrealizował w pracowni prof. Jana Gryki. W latach 2011–2012 odbył stypendium na Uniwersytecie Konstantyna Filozofa w Nitrze. W roku 2021 zdobył Grand Prix w konkursie malarskim Lubelska Wiosna. Był doktorantem w Szkole Doktorskiej Nauk Humanistycznych UMCS w Lublinie, gdzie pozostała mu już tylko obrona.

Zobacz także:

Portret Jarosława Koziary.
Jest, czy go nie ma?
Koziara Tararara
Portret Jarosława Koziary.
Wolna wola
Koziara Tararara
Portret Jarosława Koziary.
Śmierć to nie koniec...
Koziara Tararara
Planeta Mądzik
Grzegorz Kondrasiuk
Portret Jarosława Koziary.
Niemiec a sztuka polska
Koziara Tararara
Co powie(działby) tata? O Andrzeju Moliku pisze Ewa Molik
Ewa Molik