Publicystyka

Zobacz wszystkie
Felieton Be i cacy

Apetyt na życie pozagrobowe

Portret Jarosława Koziary.

Zdecydowana część ludzkiej populacji rozmnaża się płciowo, śp. Andrzej Kot do niej nie należał.
Jędruś rozmnażał się przez podział. Twórczość była integralną częścią jego jestestwa, bez niej by go nie było, przynajmniej jemu się tak zdawało. Codzienny urobek twórczy systemowo rozprowadzał wśród społeczności lokalnej, a od czasu do czasu pakował się w koperty i rozsyłał po świecie.

Sam o sobie mówił: „Gdzie się poruszę, tam druczkami prószę” albo „Andrzej Kot to takie zwierzę, mieszka w Lublinie, a mnoży się na papierze”.

Jak już ktoś trafił na jego listę adresową, co jakiś czas mógł się spodziewać tzw. świni, czyli opasłej koperty wypełnionej po brzegi jego drukami. W pewnym sensie zachowywał się jak wiewiórka, która tu i tam umieszcza orzechy, które w przyszłości okażą się niezbędne do przeżycia. Obdarowani czuli się zobowiązani do reakcji, więc odwdzięczali się – a to ekskluzywnym papierem, piórkami, stalówkami, tuszem czyli towarem wówczas mocno deficytowym, a to skromnym groszem, który zazwyczaj miał rzadkie szanse na dotarcie do adresata.

Jeden z takich kocich orzechów albo świń, jak kto woli, trafił do Włoch. W 1987 r. Museo del Vino ogłosiło konkurs na ekslibris. Ekslibrisy, jak powszechnie wiadomo, Kot projektować lubił najbardziej na świecie. Jako, że czerwone wino było jego ulubionym trunkiem, na projektach pojawiły się koty pijące wino, a to, że lubelski cap wspina się po winorośli, też w projektach zostało zawarte. Kocie projekty w Torino niedaleko Perugii bardzo się spodobały i Andrzejek przez wiele lat korespondował z Panią Marią Grazią Marchetti Lungarotti. W tym roku Museum Wina obchodzi 50. rocznicę powstania i z tej okazji Pani Maria postanowiła uhonorować Andrzeja i wypuścić partię przedniego trunku z etykietą wg. Kociego projektu sprzed lat. A że na świecie projekty autorskie traktuje się z szacunkiem, napisała do Informacji Turystycznej w Lublinie w poszukiwaniu autora. Jako że autor już prawie od dekady pije wino w krainie wiecznych łowów, informacja trafiła do mnie, czyli samozwańczego kustosza jego twórczości. Na szczęście po wielu latach starań udało mi się podpisać z rodziną stosowną umowę dotyczącą praw autorskich i mogę już swobodnie dbać o pamięć o tym wybitnym artyście. Dzisiaj, czyli 22 maja 2024 r. wsiadam w samolot do Rzymu, by kilka dni pracować nad wystawą prac Andrzeja Kota w Museo del Vino w Torgiano.

Ponoć tak długo żyjemy po życiu, póki pamięć w innych o nas trwa. Jędruś całe życie się rozdawał, by o nim nie zapomnieć, co niniejszym czynię od lat. Niewiele brakowało, by tak się nie stało. Na szczęście dzięki paru osobom, jak np. Grzegorz Linkowski, który za życia naszego bohatera nakręcił dwa filmy o nim, czy przychylność Miasta Lublina udało się zrobić sgraffito memento, które nomen omen zawiera lekko zmodyfikowany projekt dla Museo del Vino. W przyszłym roku będzie 10 lat od wyprowadzki Jędrusia. Mamy już przygotowany cykl Kocich wydarzeń, więc można przyjąć za pewnik, że choć Kota nie ma, to ciągle jest, bo sam sobie na to zasłużył i ciężko zapracował.

Zobacz także:

Portret Jarosława Koziary.
Ekokamikadze
Koziara Tararara
Portret Jarosława Koziary.
Ruski mir
Koziara Tararara
Portret Jarosława Koziary.
Buzię widzę w tym tęczu
Koziara Tararara
Portret Jarosława Koziary.
Zgrzyt w Graffiti
Koziara Tararara
Portret Jarosława Koziary.
Muzeum czasu
Koziara Tararara
Portret Jarosława Koziary.
Szoł & Biznes po lubelsku
Koziara Tararara