Publicystyka

Zobacz wszystkie
Felieton Be i cacy

Jest, czy go nie ma?

Portret Jarosława Koziary.

Jakby dzwonili ateiści, to powiedzcie, że mnie nie ma – Bóg

Pojawia się i znika. Dla jednych pewnik, dla innych domniemanie. Dla innych bzdura i imaginacja.
Jak świat długi i szeroki w czasie i przestrzeni nierozstrzygnięty spór między wyznawcami i przeciwnikami istnienia boga.
Jeśli przyjmiemy tezę, że jednak jest wszechmogący bóg, to jest on miłosierny, czy mściwy i okrutny?
Uniwersalny dla każdego, czy raczej przynależny tylko wyznawcom? Bać się go, czy wręcz przeciwnie? Ingerujący w rzeczywistość, czy bezwzględnie neutralny?
Pytań bez liku, a każde bez odpowiedzi.
Aż tu nagle pojawia się pewien filozof, który zna odpowiedzi na te pytania i mówi jak jest.

Zakonnik, dominikanin, (jak prawdziwy szewc, który zezuł trzewiki i pobiegł boso) wyskoczył z wiary i z zakonu z okrzykiem: Boga nie ma!
„Boga nie ma, jest życie” – to tytuł książki Piotra Augustyniaka, w której autor opowiada o swojej przemianie i refleksji nad duchowością życia. Znudził mu się ascetyczny, pokutny żywot katolickiego mnicha i bryknął mentalnie i fizycznie do mitologicznej Grecji. Stając się wyznawcą dionizyjskiej pełni życia, bez niepotrzebnej spinki. W przemianie utwierdzały go mobbingujące działania przełożonych, bo jak twierdzi Augustyniak – dobro, które dzierży władzę i zniewala, staje się nieodróżnialne od zła.
Porwany przez nurt życia, odnalazł istotę dobra w samoistnym istnieniu. W dalszym etapie filozoficznych refleksji wyzwolił się z życia wiecznego, utwierdzając się w przekonaniu, że życie ma swój bezwzględny kres, tym samym odpalił swój człon chrześcijaństwa i poszybował dalej ku absolutnej wolności.

Jestem myślącą rzeką. Choć moje „moje” i moje „siebie”, moja dusza, moja indywidualność umrą bezpowrotnie w jednym ułamku chwili, teraz o to nie dbam. Bo teraz przepełnia mnie życie.

(…) Kluczowe dla rozwoju wewnętrznego jest to, żeby wejść w spór z własną wolą i wyzwolić się od życia nakierowanego na siebie.

(…) Duchowość ta jest doświadczeniem istnienia, życia jako czegoś świętego, jako boskości, w której uczestniczymy. Tyle że na co dzień o tym nie wiemy, bo wolimy własną wolę, jej potrzeby, jej zachłanność, jej alienację i frustrację, a także jej wiarę w Boga, który ma temu wszystkiemu sprostać i zaradzić.

(…) Ego chciałoby żyć wiecznie. Niemożliwość tego jest jego traumą. Dlatego wytwarza iluzje i płonne nadzieje. Tworzy religie obiecujące zbawienie i wieczność. W rezultacie wyobcowuje nas z tego życia, które mamy, wikła w grzechowe obsesje, prowokuje eskapizm i pogardę do ciała.

Każdy sobie hoduje Boga/nieboga na własny użytek. Jakiego w sobie wykształci, takiego będzie miał. Wiara jako polisa ubezpieczeniowa przed ogniem piekielnym, bez refleksji i namysłu, to jej nędzny substytut. Właśnie dla tego polecam Augustyniaka do wglądu i na wynos, bo jest prowokacyjny i możemy się poprzeglądać w jego indywidualnej duchowości i powiedzieć papa siwemu staruszkowi z długą bródką siedzącemu na chmurce.

 

Zobacz także:

Jasna Obecność
Marta Zgierska
Portret Jarosława Koziary.
Wolna wola
Koziara Tararara
Portret Jarosława Koziary.
Śmierć to nie koniec...
Koziara Tararara
Planeta Mądzik
Grzegorz Kondrasiuk
Portret Jarosława Koziary.
Niemiec a sztuka polska
Koziara Tararara
Co powie(działby) tata? O Andrzeju Moliku pisze Ewa Molik
Ewa Molik