Publicystyka
Zobacz wszystkieZgrzyt w Graffiti
Na początku lat 90. ubiegłego stulecia zdechła komuna i wyzwoliła gospodarkę oraz wiele aspektów życia społecznego z „dobrodziejstwa’’ centralnego sterowania. Śp. Mirek Olszówka jako pierwszy robotnik kultury skumał istotę tych przemian i prawie z marszu odpalił w Lublinie prywatną instytucję kultury. Kultowy Klub Graffiti działał z powodzeniem od 1991 r. i był bardzo poważną alternatywą dla państwowych placówek. Z czasem klub, zmieniając właścicieli, skapcaniał do przeciętnego baru z piwem niegodnego wspominki. Dwa lata temu nastąpiła rezurekcja założycielskich idei.
Sławek Gortat i jego żona Wiera wskrzesili zombie. Klub odrodził się z popiołów jako Fabryka Kultury Zgrzyt. W tym miesiącu odpalił swój trzeci sezon artystycznej aktywności w naszym Kozim Grodzie. Jacek, stary punkowiec, który odkrył swój talent animatora już w wieku 16 lat, robi to, co lubi i ma za sobą wiele stopni wtajemniczenia w szołbizie. Pracował jako menedżer zespołów, pracował w wytwórni płytowej, od dawna realizował się jako organizator koncertów, branżę ma obcykaną i doskonale potrafi rozpoznać i sprostać oczekiwaniom artystów.Negocjacje warunków występu danego wykonawcy są kluczowe do tego, by wszyscy byli szczęśliwi i zarobieni. Jeśli tabelka Excela świeci się na zielono, tzn. że impreza ma sens, od wielkiego dzwonu zaświeci na czerwono, takie sytuacje też się zdarzają, ale dość rzadko i są wpisane w zawodowe ryzyko. W Fabryce Kultury można wystąpić na trzech różnych zasadach: za zdefiniowane honorarium; za procentowy podział wpływów z biletów lub można ją sobie wynająć za określną stawkę, a zyski z biletów przytulić samemu.
Transparentność finansów pozwala na uczciwe klepnięcie kontraktu. System gospodarki rynkowej pozwala animować kulturę z uwzględnieniem odbiorcy, który na tę przyjemność wypracuje adekwatne środki, a jak zapłaci, to nawet bardziej będzie mu się podobało.
Popyt reguluje podaż. Państwowe instytucje kultury w pewnym sensie są reliktami minionego systemu, gdzie wydatki mijają się z wpływami, co powoduje pewne fluktuacje rynkowego funkcjonowania szołbiznesu. Zdaniem zawiadowcy Fabryki Kultury winny one rozszerzać spektrum poznawcze przyszłych odbiorców kultury (w każdym przedziale wiekowym), bez tego typu aktywności zapotrzebowanie na kulturę i sztukę może się w ogóle nie narodzić.
Osobiście myślę, że miejskie, państwowe instytucje kultury oprócz swojej misji winne również korzystać z wypracowanych wzorców gospodarki rynkowej tak, by zachować ciągłość aktywności, nawet gdy mieszek w budżecie jest beznadziejnie pusty. Zgrzyt służy przykładem.
Uważam, że to jest już ten moment, by oficjalnie zauważyć i uhonorować wybitnych animatorów kultury, którzy są solą tej ziemi, a z miejskiej skarbony nie uszczknęli nawet grosika.
Fabryka przez tylko 2 lata aktywności wyprodukowała ponad dwie setki różnej maści wydarzeń, a wystarczy zajrzeć do wnętrza naszego periodyku, by przekonać się, jak wiele ma obecnie do zaoferowania. Chwała im za to.